Pierwsza dalsza wyprawa z 4 miesięczną Zosią była dla nas dużą niewiadomą. Oboje uwielbiamy jeździć na nartach, więc zdecydowaliśmy się na włoskie Alpy. A skoro wybraliśmy się tak daleko to chcieliśmy przede wszystkim pojeździć, a nie jedynie lansować się na stoku;) Okazało się to jednak dużo prostsze niż zakładaliśmy. Nie dalibyśmy sobie jednak rady bez rodziny, bo narciarzy łącznie pojechało pięciu. Ale dzięki temu do opieki nad Zośką ustawiała się wręcz kolejka. Błąd popełniliśmy tylko pierwszego dnia, bo założyliśmy, że będziemy zmieniać się na na dole w miasteczku a nie na stoku. Okazało się, że spokojnie można wjechać z fotelikiem gondolą do góry. A tam czekały już na nas leżaki, przewijaki, słońce i wszystko czego trzeba, by spędzić dzień na dworze z małym dzieckiem. Z resztą sami zobaczcie. Ale po kolei.
Livigno to miejscowość leżąca na wysokości 1820 metrów, a stoki położone są na blisko 300o m.n.p.m. Wybierając się tam w kwietniu tym bardziej nie można zapomnieć o kremie z wysokim filtrem. W dolinie temperatura w ciągu dnia dochodziła do 20 stopni. Na szczęście u góry koło zera i świetne warunki narciarskie.
Stoki położone są po obu stokach doliny. Kursujące co chwilę skibusy pozwalały jednak bez problemu dostać się pod wybrany wyciąg. Najwygodniejsze okazało się zabieranie Zośki w samochodowym niemowlęcym foteliku.
Przenośny fotelik okazał się również poręczny podczas wjazdu na górę gondolą oraz na samym stoku. W dużej restauracji na zewnątrz bez problemu można było znaleźć wygodne miejsce.
Na stoku jednak najlepiej….:-)
O tej porze roku dzień jest już długi, a wyciągi czynne nawet do 17, więc spokojnie można było pozwolić sobie nawet na dłuższe przerwy i pokazać Zośce góry