Już dawno wyrośliśmy z przywożenia pamiątek, które można kupić na każdym lotnisku (niby rzeźbione ręcznie figurki, fachlarze, drukowane obrazki etc.) No, może poza magnesami na lodówkę, ale to głównie z uwagi na magnesową spółdzielnię, którą założyliśmy z naszymi przyjaciółmi;) Tak czy inaczej szukaliśmy pomysłu na coś, co zostało by w domu na dłużej, podobało się dziewczynom i było czasem użyteczne. A pomysł przyszedł nam do głowy zupełnie przypadkowo. W Barcelonie, gdzie byliśmy pierwszy raz wspólnie na kursie hiszpańskiego, nabyliśmy cały zestaw książek, w dużej części dla dzieci, zakładając, że pomogą nam w nauce języka. Okazało się jednak, że półtoraroczną wtedy Zosia po te książki sięga równie chętnie:) I tak z kolejnych wyjazdów, niekoniecznie wspólnych, zawsze w prezencie dla dzieci lub po prostu na pamiątkę przywozimy dziecięce książki. Oczywiście z dużą liczbą obrazków i w lokalnym języku. Pomysł się sprawdza, bo dziewczyny równie chętnie proszę o „przeczytanie” opowiadania o farmie we Włoszech co o szkole w Jordanii. A przy okazji daje nam to szansę poćwiczyć naszą wyobraźnię:-)